Ściereczka Apple za 100 zł jest genialna!

Ścierka Apple za stówkę wykonała swoje zadanie, ukazując geniusz największej firmy świata. Pal licho miękki materiał, o wiele ważniejszy jest marketing. I wszyscy daliśmy się na niego nabrać.

TechMobilny jest już w Google News i na YouTube – zachęcam Cię do zaobserwowania, by być na bieżąco. Polub blog też na Instagramie, Facebooku i Twitterze.

Apple nie jest takie głupie, na jakie wygląda. Ściereczka za stówkę tylko z pozoru jest odrealnionym pomysłem, na który mamy się denerwować. Po kilkudziesięciu godzinach od premiery wiem już, że spełniła swoją misję.

Ściereczka Apple was nabrała

Mówią mi o tym dziesiątki artykułów na liczących się portalach technologicznych z polskiej i globalnej sceny. W zdecydowanej większości obrazują negatywne nastawienie i są napisane na jedno kopyto: że za drogo, że nieopłacalnie, że kogoś w Apple boli dupa.

O właśnie taki szum chodziło korporacji z Cupertino, która często płynie na krytycznych opiniach i obronie superfanów. Wiadomo, że nie da się usprawiedliwić jednej ścierki za sto złotych, ale wcale nie o to chodzi – liczy się prosty marketing i to, aby mówili. Nieważne jak.

Nawet najbardziej negatywne opinie na temat gałganka z mikrofibry mogą przekuć się w zainteresowanie nowymi MacBookami Pro. Część osób na pewno zwróci na nie uwagę, jak już nasyci się gniewem na ścierkę.

Apple zdaje sobie sprawę, że ściereczka jest za droga i specjalnie przesadziło z ceną, ponieważ tylko to mogło wywołać poruszenie, oburzenie i zbiorowy bunt wśród redaktorów – tak jakby inne produkty Apple były wycenione rozsądniej…

A ściereczka jak ściereczka, niczemu niewinna, bo jej zadaniem jest czyszczenie. Do tego sprawdzi się znakomicie, podobnie jak każda ścierka za grosze. Jeśli chcecie poobrażać się na najnowsze akcesorium Apple, zostawiam wam listę potencjalnych synonimów: