
Za co Trump dostał bana na Twitterze i jak rządzą nami social media
Jak politycy ośmieszają się na Twitterze i jak rządzą nami w social mediach? Książka „Władza w sieci” nie do końca to wyjaśnia, ale to dobry punkt zaczepienia.
TechMobilny jest już w Google News i na Facebooku – zachęcam Cię do zaobserwowania, by być na bieżąco. Polub blog też na Instagramie, YouTube i Twitterze.
Ten tekst kosztował mnie 13 złotych, bo właśnie tyle musiałem zapłacić za książkę „Władza w sieci. Jak nami rządzą social media” autorstwa Łukasza Walewskiego. Znalazłem ją na stosie przecenionych i niechcianych książek w hipermarkecie – stosie, na którym sam nie chciałbym się znaleźć ze swoimi tekstami.

Nie będzie to w żadnym wypadku recenzja, bo książkę dającą się przeczytać w trzy godziny łatwiej jest streścić jednym zdaniem. „Władza w sieci” to krótki zbiór ciekawostek o polityce przenikającej do Twittera oraz pozostałych mediów – czyta się ją tak sobie, po drodze dowiadując się o liczbie followersów konkretnych polityków i poznając ich niektóre perypetie.
Mnie osobiście niewiele obchodzi liczba obserwujących na profilach polityków, bo wolałbym poznać zakulisowe smaczki i wpływ social mediów na psychikę odbiorców, ale autorowi najwyraźniej nie przeszkadza podawanie puli followersów przy każdym opisywanym polityku – czymś trzeba było zapchać treść.
Za co Trump dostał bana na Twitterze
A co ze smaczkami? Te są i najbardziej skupiają się na Donaldzie Trumpie. Były prezydent USA tweetował średnio 10 razy dziennie w 2018 roku i zdołał przez okres swoich rządów obniżyć poprzeczkę publicznej debaty – wśród polityków był on trochę jak wujek opowiadający sprośne żarty podczas Wigilii.

Reszta polityków też taka jest, ale zazwyczaj się pohamowuje i nie wygłasza swoich najostrzejszych opinii na portalu z niebieskim ptakiem – no może poza Krystyną Pawłowicz, która jak odpala Twittera, to wciska gaz i klawisze do dechy.
Chamskie i nielicujące z wiezerunkiem prezydenta komentarze, wycieczki personalne do innych polityków, wpisy powodujące kryzysy na giełdach i wdawanie się w spory były domeną Trumpa przez wiele miesięcy. Wszyscy wiemy, jak się to później skończyło.
Banem konta na Twitterku.
Natychmiastowy dostęp do ośmieszenia się
Wielu kryzysów wizerunkowych Trumpa i innych zagranicznych polityków wcześniej nie znałem, bo w Polsce tak naprawdę niewiele mówi się o polityce światowej. Ponadto nie obserwujemy zagranicznych polityków i nie nadążamy za zgiełkiem informacyjnym – to chyba dobrze.
Social media dały politykom natychmiastowy dostęp do wyborców, pozwalając ominąć cały sztab i korekty – w ten sposób łatwiej zrobić z siebie idiotę albo stać się bardziej ludzkim rządzącym.
Chwile złudzeń szybko mijają.Nikt Polsce nie pomoże.Nikogo Łowicz,Lublin czy Kalisz nie obchodzą…
Polacy MUSZĄ ZAWSZE liczyć TYLKO na SIEBIE…
Patrząc jednak na wewnętrzny głęboki podział,na „siebie”
Polska też nie może liczyć..— Krystyna Pawłowicz (@KrystPawlowicz) January 7, 2022
Błyskawiczne dotarcie do odbiorców to także błyskawiczne wywoływanie wojenek i konfliktów, które sztaby prostują także w internecie. Ba, odpowiadać mogą sobie nie tylko strony polityczne, ale przede wszystkim zwykli odbiorcy – dostęp do polityka skrócił się na odległość oczu od monitora.
Z książki Walewskiego nie dowiadujemy się, jak nami rządzą social media, ale poznajemy, kto tweetował do kogo i o czym. Ja jednak snuję wnioski, że władza mediów internetowych to emocje – jeden tweet może wywołać protest, zrzucić urzędnika ze stołka i sprawić, że o burmistrzu Wielunia zrobi się głośno.
No dobra, w tym ostatnim przypadku to nie był jeden tweet, ale całe tło sytuacji z galą MMA VIP-4.
Co robią emocje w social mediach?
Emocje w social mediach – szybko zapominamy, ale błyskawicznie sobie przypominamy, po czym znowu zapominamy. Jak o Maryli Rodowicz. Lajkujemy, rajdujemy i robimy memy o politykach. Dowiadujemy się o wojnach w czasie rzeczywistym i obserwujemy je, zanim ktoś zrobi o nich reportaż.
To wszystko są socialmediowe emocje i umiejętni politycy starają się to wykorzystywać, tak jak kiedyś starali się wykorzystać raczkującą telewizję – mówi się na przykład, że to głównie dzięki telewizji przystojny Kennedy wygrał wybory ze spoconym Nixonem. Później Nixon zaczął odmawiać wizualnych debat.
Wiadomo, że politycy będą wykorzystywać kolejne dostępne media, ale na koniec to od nas – zjadaczy chleba – będzie zależało, czy im uwierzymy i co przyjmiemy za prawdę. W ten sposób moglibyśmy przejść do tematu fake newsów oraz deep faków, które w przyszłości mogą definiować polityczną grę.
„Władza w sieci” to nie książka o tym, jak nami rządzą social media, lecz o tym, co politycy wypisują sobie na Twitterze. Temat bynajmniej nie został wyczerpany, dlatego będę się podejmował kolejnych problemów związanymi z socialami i brudną polityką – na przykład rosyjską dezinformacją w polskiej sieci.
Niedługo coś o tym napiszę, a tymczasem – miłego!
Zobacz również

Android 12L mnie zachwycił. Tanie tablety dostaną turbo
14 listopada 2021
Czy żyjemy w symulacji? Najciekawsze dowody za i przeciw
5 stycznia 2022